II. I thought I could live in your world. As years all went by.

Axl:

   Wstałem, przeciągając się leniwie. Rozejrzałem się wkoło, przecierając zaspane jeszcze oczy, wierzchem dłoni. Usłyszałem jakieś westchnięcie, ziewnięcie, coś w tym stylu, więc odwróciłem się w kierunku owego dźwięku.
- Skarbie, gdzie idziesz?
- Co? Jaki... Co ty tu robisz? - spojrzałem mocno zdziwiony, a zarazem zaszokowany na dziewczynę w moim łóżku.
- Nie pamiętasz? Wczoraj było nam tak dobrze... - znów zakończyła wypowiedź wyniosłym, dosyć głośnym oddechem i przykryła się szczelnie kołdrą.
- No sratatata, wypierdalaj z mojego wyra.
- Ale Axl...
- ... Ale są dwie. Do widzenia! - spróbowałem ją zepchnąć z materaca, ale niestety bez skutku.
- Wczoraj...
- Wypierdalaj.
- A, spadaj. I tak chujowo się pieprzysz. - skierowała się do drzwi pokoju.
- No, no. Też cię kocham, możesz zostawić stanik. - rzuciłem z szyderczym uśmieszkiem i posłałem jej w powietrzu buziaka, zakrywając się po chwili kołdrą.



- Jest 9, powinieneś być już w pracy.
- Jeff, wrzuć na luz.
- Nie mów do mnie Jeff. - chłopak z kruczoczarnymi włosami zerknął zażenowany na Axla.
- Okej, panie szanowny, zajebisty Stradlin. Jestem gwiazdą rocka, nie mów mi co mam robić. - prychnął oburzony i precyzyjnie strzepał popiół z 'porannego' papierosa, do szklanej, zabrudzonej i okurzonej popielniczki.
- Jeżeli taka z ciebie gwiazda, to dlaczego śpisz u mnie na chacie?
- Oj, dobra. Daj spokój. - machnął lekceważąco ręką Rose i podszedł do lodówki. - Masz jakieś piwo? Suszy mnie.
Podrapał się po nagim torsie, schylając nisko głowę i poprawiając, zapewne, komunijny łańcuszek na szyi.
- Wypierdalaj mi z domu i zapierdalaj do pracy, rudy chuju! - wrzasnął oburzony Izzy.
Axl skinął nikle głową i posłusznie ruszył do wyjścia, zakładając na siebie czarną ramoneskę, z wielkim ekranem z logo Led Zeppelin. Zaciągnął się kolejną fajką, wypuścił szary dym z ust i wciąż szedł wzdłuż zaludnionej ulicy. Wyrzucił kiepa, nawet nie racząc go gasić i wszedł do jednego z lokali. Rozejrzał się bacznie po pomieszczeniu, poprawiając sprawnie włosy do tyłu. Każdy jego krok wtórował stukot obcasów kowbojek i brzęczenie bransoletek, które zdobiły jego chude nadgarstki.
- Witam, mam nadzieję, że dzisiaj sytuacja z... oglądaniem 'filmów fabularnych' się nie powtórzy. - wysoki, brodaty, niemalże siwy facet stanął na przeciw niższego rudowłosego chłopaka. - Poza tym, dlaczego się pan znów spóźnił?
- Moja babcia... ona... - Rose, próbując ratować się z opresji zaczął grać i udawać, że zaraz nie wytrzyma i wybuchnie żałosnym płaczem. - Jest w ciężkim stanie, codziennie rano ją odwiedzam, zanoszę jedzenie, opiekuję się. Potem szybko do pracy, a wieczorkiem ponownie idę do mojej kochanej, starej babuni, by pomóc przy tych... no wie pan, przy tym... no zmywaniu, sprzątaniu.
- Mhm, mhm. - przytaknął zawstydzony facet, kierując się do wyjścia. - Rozumiem. Życzę miłego dnia, do zobaczenia.

A.

W końcu poszedł. Ja pierdole, o co mu chodzi?!
Rozsiadłem się wygodnie na rozpierdolonym, i tak, fotelu i już chciałem coś zjeść, ale oczywiście nic ze sobą kurwa nie zabrałem!
- Movie time! - zacząłem przegrzebywać znane mi już kasety, w poszukiwaniu tej ulubionej, kiedy nagle ktoś wszedł do wypożyczalni.
- Cześć skarbie!
- O, Erin. Cześć. - uśmiechnąłem się, cmokając ją w usta.
- Przyniosłam Ci śniadanko, kochanie. Zaraz wracam do domu, by przygotować jakiś dobry obiadek. Specjalnie dla Ciebie, pysiu.
- No dobrze, dobrze. Cieszę się. Co to takiego? - odchyliłem skrawek sreberka i zobaczyłem kilka kanapek.  - Mmm, będzie wyżerka.
- Dłuższy buziak w zamian? - dziewczyna nachyliła się bliżej mnie, opierając się na blacie.
- Oczywiście! - skwitowałem z uśmiechem, muskając jej ciepłe wargi i znów usadowiłem się w fotelu.
Jeszcze chwilę musiała ponawijać, jak to jej stary się cieszy, że mnie spotkała i takie tam, pierdolone duperele. Laska jest pusta i naiwna. Dziwne, że jeszcze do niej nie dotarło, że ją zdradzam. No chuj, dla mnie to lepiej, bo będę miał zawsze darmowe żarcie i seks.
Zacząłem spożywać to co Everly mi przygotowała i chwyciłem kawałeczek kartki. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat w tej chwili Ona przyszła mi na myśl. Tak, Stacy.
Muszę się przyznać, że czasem za nią tęskniłem, ale byłem pewny, że ułożyła sobie życie. Znając jej matkę, to pewnie już wyszła za mąż i ma gromadkę dzieciaków. Niech jej się powodzi, widocznie nie jesteśmy dla siebie stworzeni.
Jednak Ona stała się dobrym tematem do moich piosenek. No, bo co? Miałem pisać o Erin i jej fajnej dupie? Kogo to miało zainteresować? Nagrzanych, napalonych facetów, i wyłącznie.
Ja byłem stworzony do pisania czegoś większego, lepszego i solidniejszego. Czegoś co zainteresowałoby wszystkich.
" If we could see tomorrow, what of your plans?
No one can live in sorrow. Ask all your friends. ‘’
Ten wers opowiadał główne o naszym rozstaniu. Ale nie. My nigdy nie byliśmy w związku. To były… nieokreślone, dziwne, a zarazem bliskie relację.
Pamiętam do dzisiaj, kiedy siedzieliśmy na polanie. Wiało dosyć mocno, więc Lizzie zapytała, jakby z nutką niepewności i strachu, czy mogę ją przytulić…
- William… Możesz mnie przytulić? – jej wielkie, zielono-piwne oczy wpatrywały się we mnie, a ich właścicielka wzdrygała się z zimna.
- Beth, Beth moja kochana! Oczywiście, że mogę. Co to za pytanie… Przecież wiesz, że uwielbiam być blisko Ciebie. – bez wahania okryłem ją całym sobą, a ona jak na zawołanie przestała się trząść i uśmiechnęła się.
- Co to za uczucie?
- Ale jakie? – zapytała z tą swoją naturalną wrażliwością i ostrożnością.
- To. To nasze. – spojrzałem jej prosto w oczy, czując jakie napięcie rośnie między nami.
- No… chyba Cię lubię, aż za bardzo, ale… wiesz, że nie możemy. Tak nie wolno. 
- Lizzie, kochanie, posłuchaj mnie przez chwilkę. – uchwyciłem jej twarz w dłonie, zmuszając by na mnie patrzyła. – Nie musimy przejmować się tym, co powiedzą inni. Tak, wiem. Ty jesteś idealną, grzeczną uczennicą. Masz ambicję, rodzicie powierzają w Tobie… wszystko! Lecz, pomimo mojej powszechnej opinii nie jestem takim łobuzem, idiotą i nieudacznikiem. Te areszty to tylko wyraz mojego buntowniczego charakteru, nie nie wychowania. Moja matka… To cudowna kobieta, zawsze była moim autorytetem, ale kiedy związała się z tym… No, nie potrafiłem jej tego wybaczyć. Chciałem zwrócić na siebie uwagę. Nie pozwalano mi nawet słuchać Zeppelinów. Ojczym mnie za to lał! Chcę się z tego wydostać. A ty? Ty jesteś piękna i pomocna. Chcę być z Tobą. A ta różnica wieku? Komu to przeszkadza?!
- Chcę mieć Cię blisko, najbliżej jak się da, ale gdy moja rodzina to odkryje…
- A gdybyśmy mogli przewidzieć dalekie jutro, jakie byłyby Twoje plany? – szepnąłem jej do ucha.
Chciałem z nią być! Pragnąłem tego, ale w porę zrozumiałem, że dwudziestolatek i nastolatka nie stworzą niczego sensownego. Ja chciałem kobiety. Kobiety, która zadowoliłaby mnie, a Elizabeth była jeszcze w pewnym sensie dzieckiem. Nie mogłem pieprzyć się z dzieckiem, nie?
Jednak z drugiej strony wyobrażałem sobie, co Ona mogła czuć, kiedy wyjechałem. Nie wiem czy ja przeżyłbym rozstanie z nią, gdybym to ja musiałam zostać w tej pierdolonej dziurze, gdzie nikt niczego się nie dorobi. Słyszałem, że ponoć kiedy opuściłem z Isbell’em Lafayette kręciła z moim przyjacielem, Shannonem. Ale kurwa, to może zwykłe plotki?
„  Don't you cry tonight. I still love you baby. “
Nie mam pojęcia czy nadal ją kocham. Coś jednak czuję, że… niestety tak. Może to nie miłość, ale pewien sposób uzależnienia, pożądania, uczucia gdzieś głęboko we mnie pozostał.
“ I know the things you wanted. They're not what you have.
With all the people talkin' it's drivin' you mad! “
(…)
“I thought I could live in your world. As years all went by.
With all the voices I've heard, something has died.
And when you're in need of someone.
My heart won't deny you.
So many seem so lonely, with no one left to cry to baby. “
Ten wers, które pisałem przypominając sobie pierwsze lata tu, w tej jebanej dżungli, bez mojej kochanej, małej, zawsze radosnej i czekającej na mnie Lizzie. Dlaczego „coś” musiało Nas tak bezczelnie rozdzielić, skoro Nasza miłość była tak wielka? Nikt nie był w stanie zrozumieć co to za patologiczne uczucie, które złączyło Nas najpierw dobrą parę, prawdziwych, zaufanych sobie przyjaciół, a następnie przerodziło się w coś, co ciągnie się za mną latami?

Elizabeth.

Wyciągnęłam rączkę walizki i ruszyłam w nieznanym mi kierunku. Miliony kolorowych bilbordów, tłum charakterystycznie ubranych ludzi i dziwki. Tak scharakteryzowałabym to, co zobaczyłam w centrum L.A.
Jednak to jak najbardziej przypadło mi do gustu! O tym marzyłam od zawsze!
Wtargnęłam do pierwszego, lepszego lokalu, myśląc, że to pieprzony bar. Ale nie.
To była wypożyczalnia kaset video. Za ladą siedział odwrócony do mnie tyłem, długowłosy chłopak, trzymający na kolanach kartkę papieru. Coś tam bazgrał.
Już chciałam odchrząknąć, kiedy zauważyłam mały ekranik naprzeciwko owego faceta. On… On oglądał pornola! Akurat nie miałam na to ochoty, więc niedbale odwróciłam wzrok.
- Ekhm… - przełknęłam ślinę.
- Mhm, słucham? Chce pani coś oddać czy może wypożyczyć? – wcale na mnie nie patrzył. Chyba zrobiło mu się głupio.
- W zasadzie ja… przyszłam się „zorientować” w terenie. Jest tu w pobliżu jakiś tani motel?
- Proszę Pani, na ulicy Sunset Strip znajdzie pani od cholery pierdolonych, tanich, dziwkarskich moteli. Jak śmiesz przerywać mi seans filmowy?!
- Ja… ja, przepraszam. – cofnęłam się do wyjścia, kiedy ten chłopak podniósł na mnie wzrok. Stało się coś dziwnego… To był on! To był mój kochany, rudowłosy Bailey! Trochę się zmienił!
On chyba też coś zauważył, chociaż pewna nie byłam, ale ja nie mogłam tam dłużej stać, więc po prostu wyszłam.
Poczułam, że nie mogę oddychać.

A.

A pornol był taki zajebisty. Do chuja, po co mi ta dupa przerywała?!
Dopiero, kiedy wyszła zacząłem myśleć. Ponownie ktoś mi przeszkodził, ale tym razem była to laska z filmu, która chyba dochodziła.
- Morda... – krzyknąłem do ekranu, jakby to miało jakoś pomóc.
Oczami wyobraźni przypomniałem sobie twarz dziewczyny, która przed momentem jeszcze zagrzewała tutaj miejsce.
Nie możliwe! Matka na pewno jej nie puściła!

- Do widzenia!
- Ale… dlaczego?! Co ja znowu zrobiłem?! –krzyczałem na właściciela wypożyczalni VHS. Chciał mnie wylać! Przecież to mój jedyny zarobek, poza koncertami, ale… ich nie gramy cały czas, a ja z czegoś żyć muszę. No, jak to będzie wyglądać, jak nie będzie mnie stać nawet na prezerwatywy?!
- Axl, człowieku ty jesteś uzależniony od oglądania filmów pornograficznych! Nasi klienci non stop skarżą się na Ciebie, że co tu przychodzą ty jesteś zafascynowany uprawiającą właśnie seks parą na tym głupim ekranie!
- Dobra, spadam stąd. Ale zabieram tą kasetę. Laska ma naprawdę wielkie cycki! – zaśmiałem się pod nosem, chowając czarne „pudełko’’ z wystającą taśmą, do kurtki i wyszedłem z wypożyczalni.
Od razu po wejściu do domu, Jeff wpadł na mnie, by przekazać mi jakieś, ponoć bardzo szokujące, wieści…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz